Białowieża i Białoruś

We wrześniu 2017 roku wybraliśmy się do Białowieży, z planem objazdu puszczy po polskiej i po białoruskiej stronie. Przygotowania zaczęły się parę miesięcy wcześniej, ponieważ, choć białoruska część puszczy jest w strefie bezwizowej, nie wiedzieliśmy, ile czasu zajmuje załatwienie formalności. Na szczęście wszystko da się ogarnąć online: https://bezvizy.npbp.by/pl/?step=1. Pojechała nas czwórka.

Jechaliśmy do Białowieży samochodem, dojazd tam niestety nie jest zbyt łatwy. Fakt, że wybieraliśmy się tam we wrześniu, poza sezonem wakacyjnym, też nie ułatwiał sprawy. W związku z tym postanowiliśmy nie brać swoich rowerów, a wypożyczyć jakieś na miejscu. Nocleg mieliśmy w Białowieskiej Chacie (http://www.bialowieskachata.pl/index.html), cały domek mieliśmy dla siebie. Dotarliśmy do niego w piątek wieczorem i po szybkim zainstalowaniu się, poszliśmy spać.

Białowieska Chata

Następnego dnia pierwszym punktem planu była piesza wędrówka po rezerwacie ścisłym, oczywiście z przewodnikiem (inaczej się nie da), start krótko po świcie. Mieliśmy wycieczkę indywidualną, trwała kilka godzin. Żadnych zwierzaków niestety nie udało się nam wypatrzeć, poza jedną ropuchą, ale za to oczarowało nas bogactwo grzybów.

Rezerwat ścisły Puszczy Białowieskiej

Potem, po krótkim zwiedzaniu parku przy siedzibie Parku, wyruszyliśmy samochodem do Rezerwatu Pokazowego Żubrów.

Ku naszej uciesze prócz żubrów było tam mnóstwo innych gatunków, m.in. żubronie, łosie, dziki, jelenie, wilki i ryś.

Z rezerwatu pojechaliśmy samochodem do Narewki i tam wypożyczyliśmy rowery. Długo trwało, nim jakieś znaleźliśmy, i ostatecznie nie trafił nam się zbyt dobry sprzęt, ale lepsze to niż nic; cena też nie była zła, choć w stosunku do standardu nieco za wysoka (http://www.bojarskigosciniec.pl/). Ale czego się spodziewać w sobotę popołudniu, gdy już pewnie wszyscy turyści są w terenie? Koło 16 wyruszyliśmy w kierunku serca puszczy. O ile otulina jest w miarę dostępna, to już po rezerwacie ścisłym można jeździć/wędrować zaledwie kilkoma ścieżkami (dobrze oznakowanymi), więc za bardzo wyboru trasy nie mieliśmy. Przez Janowo, Kosy Most i skansen kolei wąskotorowej mieliśmy dojechać do Starego Masiewa. Wrażenia z puszczy świetne – dziki, dziewiczy, czysty las, świeże powietrze, pustka… Niestety także pod względem fauny – spotkaliśmy tylko zaskrońca i lisa. W jednym miejscu naszą drogę musiały niedawno przejść żubry, bo wypatrzyliśmy ich tropy, naprawdę ogromne. Co jakiś czas robiliśmy przerwy, najdłuższe na Kosym Moście, bo tam było wyjątkowo uroczo, i w skansenie, bo tam było parę ciekawych eksponatów.

Najdłuższa nazwa miejscowości jaką widzieliśmy.

Ze Starego Masiewa ścieżkami leśnymi przez część gospodarczą puszczy pojechaliśmy do Siemianówki, gdzie zrobiliśmy krótką przerwę nad zalewem. Świetny widok na groblę z linią kolejową, mnóstwo ptactwa wodnego, cisza…

Samotny słonecznik pośród betonu.

Niestety nie mogliśmy zostać długo, bo musieliśmy przed zmrokiem wrócić do Narewki. Pojechaliśmy tam już drogą asfaltową przez Mikłaszewo, nieco obawiając się ostatnich kilometrów, bo jednak było już nieco ciemno, a nasze rowery, z jednym wyjątkiem, nie miały oświetlenia. Na szczęście bezpiecznie dojechaliśmy i zdaliśmy rowery, zaliczając ok. 45km.

Na następny dzień wyszukaliśmy już w Internecie wypożyczalni i wybraliśmy tę, która wydawała się najlepsza. Faktycznie sprzęt dostaliśmy bez porównania lepszy, więc miejsce z czystym sumieniem polecamy: https://gawra.bialowieza.pl/pl/.

Początek był dość prosty – musieliśmy dojechać do przejścia granicznego Białowieża-Piererow. Dość szybko nas odprawiono na obu posterunkach, potem szybko załatwiliśmy sprawy w przygranicznym Punkcie Informacji Turystycznej, gdzie musieliśmy się zgłosić. Następnie ruszyliśmy w głąb Białorusi.

Szlaki po białoruskiej stronie puszczy są i dobrze oznakowane, i świetnie wyposażone, więc nie da się zgubić drogi, po prostu trzeba się trzymać asfaltu. Z jednej strony to plus, z drugiej jeżdżenie po dziewiczej puszczy asfaltowymi drogami wzbudzało niemały dysonans poznawczy. Ale i tak przyznajemy, że ta białoruska puszcza bardziej przypomina nasze lasy gospodarcze niż rezerwat ścisły po stronie polskiej. Jedynym wyróżnikiem były co jakiś czas pojawiające się tereny podmokłe.

Tak wyglądają ścieżki przez Puszczę Białowieską po stronie białoruskiej. Perfekcyjny, gładki asfalt na całej trasie.

Na początek skierowaliśmy się na południe, do zalewu. Bardzo sympatycznie położone wiaty wypoczynkowe skłoniły nas do pierwszego postoju żywieniowego i zdjęciowego. Co jakiś czas mijali nas rowerzyści, jadący to na południe, to na północ. Ruch na Białorusi jakby większy niż w Polsce. Przejechawszy jeszcze kawałek na południe skręciliśmy na wschód do Chaty Dziadka Mroza. Była to jedna z największych atrakcji tego dnia. Całą zagrodę (są budynki znane ze światowych bajek, trochę dzikich zwierząt z żubrami na czele, stawy itp.) zwiedzaliśmy oczywiście na pieszo, spotykając nawet samego Dziadka Mroza, z którym zrobiliśmy sobie zdjęcia. Mówił trochę po polsku, więc nie mieliśmy problemu z dogadaniem się z nim. Bardzo sympatyczne miejsce, mając więcej czasu można nawet coś tam zjeść, restauracja jest.

Chatka Dziadka Mroza

Z Chaty pojechaliśmy szlakiem, najpierw kawałek na południe, potem długą prostą na zachód i łukiem na południe do Muzeum Przyrodniczego Parku Narodowego “Biełowieżskaja Puszcza”. Tam zwiedziliśmy muzeum (sekcje tematyczne bardzo ciekawe) oraz minizoo, gdzie niestety warunki dla zwierząt były gorsze niż w białowieskim rezerwacie pokazowym. Były tam m.in. wilki, niedźwiedzie, daniele, jelenie, łosie, konie, strusie i, rzecz jasna, żubry. Trafiliśmy na porę karmienia, mogliśmy podejrzeć chłonące jedzenie wilki. Potem usiedliśmy w jednej z kawiarni tam, by się posilić. Ruch był naprawdę ogromny, widać Białorusini bardzo lubią przyrodę. Po herbacie i cieście ruszyliśmy dalej, do Kamieniuk.

Miejscowość ta tylko częściowo jest położona w strefie bezwizowej, mogliśmy przejechać praktycznie tylko główną ulicą, nie odbijając na boki, i zajrzeć do kilku sklepów i restauracji. Jedną z nich wybraliśmy do zjedzenia obiadu, i trzeba przyznać, że oferta niespecjalnie bogata, ale smaczna i baaardzo tania. Jej nazwa: Alesya (strony nie mają).

Jedyne wegetariańskie danie, które znaleźliśmy 😉 oraz cerkiew w Kamieniukach.

Przy muzeum oraz w Kamieniukach zaskoczyła nas mnogość bezdomnych kotów. Dowiedzieliśmy się, że to jeden z problemów Białorusi. Zastanawialiśmy się nad wzięciem jednego do siebie, jednak zrezygnowaliśmy – i dobrze, bo z kotem mielibyśmy problem na granicy.

Po obiedzie ruszyliśmy z powrotem w kierunku muzeum i tam odbiliśmy na wschód. Ładnie oznakowaną trasą dotarliśmy z powrotem nad zalew, gdzie mieliśmy ostatnią przerwę po białoruskiej stronie. Po krótkim odpoczynku pojechaliśmy na granice i w Punkcie Informacji Turystycznej zakupiliśmy sporo pamiątek: wybór duży, ceny niskie, warto się tam rozejrzeć.

Na granicę dotarliśmy przed 17:00. Obsługa po stronie białoruskiej była utrudniona, bo celnicy nie rozumieli polskiego, a my nie znamy nawet rosyjskiego. Dość szybko jednak udało się wszystko dogadać i przejść dalej. Polscy celnicy z kolei byli bardzo szczegółowi i drobiazgowi, tam odprawa trwała dłużej. W końcu wjechaliśmy do Polski, po godzinie … 16:00. Trzeba pamiętać, że przekraczając polsko-białoruską granicę zmienia się strefę czasową.

Z przejścia asfaltem dojechaliśmy bez problemu do Białowieży i zdaliśmy rowery. Zaliczyliśmy tego dnia niemal 55km. Potem zjedliśmy kolację w restauracji hotelu Żubrówka (http://www.hotel-zubrowka.pl/restauracja/restauracja-zuborowka), gdzie już ceny robiły wrażenie, i pod wieczór wyruszyliśmy w drogę powrotną do Warszawy.

Jak można podsumować Puszczę Białowieską? Ogólnie to miejsce dla tych, którzy lubią kontakt z naturą. Ścieżki są zwykle gruntowe, rzadziej asfaltowe, nieźle oznakowane (do tego map w księgarniach jest mnóstwo). Wiaty co jakiś czas są, można odpocząć, posilić się i poobserwować zwierzynę. Po stronie białoruskiej ścieżki raczej wyasfaltowane i proste (dosłownie), z dogadaniem się zwykle nie mieliśmy problemu, wielu ludzi zna trochę polski (pomijając przejście graniczne). Ponadto sporo jest atrakcji nierowerowych – głównie przyrodniczych i kolejowych. Ogólnie więc możemy zdecydowanie polecić ten kierunek, także rodzinom z dziećmi!

Download file: puszcza.gpx
Download file: bialorus.gpx

Do góry

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *